Roboty w robocie. Czy to koniec rekrutacji ludzi?

Nadchodzi nowa rewolucja przemysłowa, roboty zastąpią ludzi i nikt już nie będzie potrzebował czytać życiorysów – zastąpią je specyfikacje techniczne, a zamiast rozmów rekrutacyjnych będą wyłącznie przeglądy i testy podzespołów. Tak mówią. A jak będzie naprawdę?

Uwielbiamy popadać w skrajności. Idealiści obserwujący świat przez różowe okulary twierdzą, że dzięki robotom świat stanie się lepszym miejscem dla ludzi, oraz ci, którzy wietrzą już rychły upadek cywilizacji homo sapiens. Dystopijna wizja świata, w której roboty zabiją rynek pracy, odbiorą nam posady i “nie będzie już niczego” przypominać może najbardziej skrajne reakcje konserwatystów doby rewolucji przemysłowej.
W epoce żelaza, pary i węgla twierdzono podobnie. Oto maszyny sprawią, że nie będzie już miejsca dla ludzi pracy. Tam, gdzie pojawią się zębatki, trybiki, kotły i tłoki, zabraknie płacy i chleba. Czy tak się stało? Czas pokazał, że nie do końca.

Roboty zabierają nam pracę

Tego typu nagłówki powracają w prasie właściwie od kryzysu z 2009 roku. Nie dziwię się. Wielu ludzi straciło wówczas wszystko to, co było gwarantem poczucia stabilności: od pracy, przez mieszkanie aż po poczucie własnej wartości. Na tej żyznej glebie niewiary kiełkowały nowe obawy. Nic już nie będzie takie jak kiedyś.
To ostatnie zdanie jest akurat prawdą. Trudno jednak przykładać stare miary do nowych czasów. Wspominał o tym m.in. Andrew McAfee w swojej TEDx-owej prezentacji.

Współczesność często wymyka się przewidywaniom. Wizja, w której roboty przyjdą i zastąpią nas wszystkich jest tak samo nieprawdziwa, jak ta, w której dzięki robotom zaczniemy żyć w utopii pełnej darmowych produktów.
W tym momencie warto zdać sobie sprawę, że roboty są wśród nas już d dawna. Pierwszy programowalny robot rozpoczął pracę w 1956 roku w fabryce General Motors. Unimate był prototypem i w niczym nie przypominał blaszanych człekokształtnych istot rodem z literatury fantastyczno – naukowej. Swoją droga pisarze wieszczyli nadejście ery robotów już w międzywojniu. Sam termin – co wszyscy fani robotyki pewnie już wiedzą – zawdzięczamy wybitnemu czeskiemu pisarzowi Karelowi Čapkowi, a inny wybitny autor, Isaak Asimov napisał trzy prawa robotyki. Do ich łamania przez maszyny odwołuje się wiele obrazów popkultury – wreszcie straszenie nas sztuczną inteligencją to jedno z lepszych zajęć, jakie można sobie wymyślić. Wracając do sedna. Czy zatrudnienie “mechanicznego ramienia”, jakim był Unimate, sprawiło, że 60 lat później w fabrykach samochodów nie pracują już ludzie?
Nie. Wprost przeciwnie. I wbrew pozorom – potrzebni są nie tylko serwisanci i programiści, którzy będą dbać o dobry stan techniczny robotów. Ludzie wciąż wykonują szereg prac związanych z produkcją seryjną.

Roboty i ludzie ramię w ramię

Lata dwutysięczne, zwłaszcza druga dekada – przynoszą nam znaczny rozwój robotyki i automatyzacji. Mamy już nie tylko fizyczne urządzenia, które wykonują szereg powtarzalnych czynności, ale także w pełni wirtualne boty, które może nie przejdą testu Turinga, ale świetnie sobie radzą z usprawnianiem naszych działań w internecie. Na miejsce jednego “starego” zawodu pojawiają się kolejne, nowe – wreszcie ludzie mają tę przewagę nad robotami, że potrafią myśleć kreatywnie i często wyłamują się ze schematów. Maszyny zaś i boty będą jedynie tak doskonałe, jak niedoskonali są ich twórcy i programiści.

Roboty w robocie? To nie musi tak wyglądać. Autor ilustracji: Rostyslav Zagornov

Roboty w robocie? To nie musi tak wyglądać. Autor ilustracji: Rostyslav Zagornov

Historia “nastoletniej” sztucznej inteligencji, którą kilka tygodni temu Microsoft “wypuścił na wolność” (a potem musiał „zdymisjonować” niczym bohaterów filmu „Łowca Androidów”) pokazuje, że nawet uczące się programy są zawsze o krok za ludźmi. Można powiedzieć, że wszystko to jest tylko formą kołysania w bucie. Stworzymy wreszcie takie maszyny, które nas wyprzedzą.
Czy jednak zabiorą wszystkie miejsca pracy? Nie. Każdy dobry rekruter powie wam, że są posady, które wymagają przede wszystkim dużej inteligencji emocjonalnej i umiejętności miękkich. Robot może nam wytworzyć komputer, smartfona, a nawet obiad. Może prowadzić hotel, albo nasz samochód, ale to nie roboty będą nas przekonywać do podjęcia współpracy, inspirować do nowych działań, wychowywać i uczyć.
W fabryce Hyundaia, powstają specjalne egzoszkielety, które będą wspierać ludzi tam, gdzie wymagana jest dodatkowa precyzja i olbrzymia siła, a zarazem “ludzkie” myślenie.
Roboty mogą przeprowadzać operacje medyczne i zastępować w naszym ciele dysfunkcyjne organy, ale proces rekonwalescencji przebiega sprawniej przy odpowiednim wsparciu specjalistów – ludzi. Możemy iść do fryzjera – robota, ale nic nie zastąpi zwykłej ludzkiej pogadanki z “naszym fryzjerem”, człowiekiem. Chodzi tu przede wszystkim o nasz prywatny komfort psychiczny.

Zamiast stawiać na przetrwanie i zajmować nisko płatne posady, dzięki wsparciu automatów ludzie będą mogli wykonywać tę “lepszą pracę”, wykorzystującą nasze atuty. Można więc powiedzieć, że dopóki istnieją ludzie, rynek pracy nie umrze. I tej wersji będziemy się trzymać.

 

Ilustracje do tekstu stanowią obrazy autorstwa Rostyslava Zagornova wykorzystany dzięki uprzejmości autora. 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *